Towarzyszący wewnętrzny niepokój i egoistyczna chęć pragnienia „czegoś więcej od życia” popchały kobietę do porzucenia własnego dziecka. Po latach dorosła już córka, która nigdy nie poradziła sobie z porzuceniem przez matkę, dowiedziawszy się o śmiertelnej chorobie postanawia zmierzyć się ze swoją historia. Po zaspokojeniu pragnienia matczynej miłości, wreszcie postanawia przejąć kontrole nad swoim życiem, prosząc właśnie swoją matkę o pomoc w zakończeniu go. Na koniec obserwujemy jak nienawiść, ból i tęsknota przechodzą w zrozumienie, akceptację i siłę. Film zmusza widza do niewygodnej refleksji o własnych priorytetach, niepozałatwianych sprawach oraz o nieubłaganie upływającym czasie..
Właśnie go obejrzałam, i trudno mi było dać ocenę. Jest ciężki, czuję się boleść serca, samotność, a przede wszystkim autentyczne zamknięcie i blokadę, głównej bohaterki przypominał mi moja koleżankę która również została osierocona przez rodziców w podobny sposób. Długo próbowała normalnie żyć aż pewnego dnia nie poszła do pracy, nie wstała z łóżka, popadł w depresję. Rozumiejąc dlaczego w żadnym związku jej się nie układa, dlaczego zbyt analizuje, nie dowierza jakiemu kolwiek dobremu zainteresowaniu nią. Kiedy opowiadała mi swoją historię to z trudem dochodziło to do mnie jak można tak psychicznie rozerwać swoje dziecko. I oglądając niedzielną chorobę po raz kolejny przeżyłam coś podobnie głębokiego, bezwzględnego. Wybaczenie matce było największym osiągnięciem Chiary. Trudno mi jest pojąć jak można być takim chłodnym, obojętnym człowiekiem. Żyć sobie w luksusach nie myśląc co teraz je, robi moja córeczka. Nigdy nie próbować jej odwiedzić, wrócić po nią. Ten obraz był dla mnie brutalniejszy niż większość kryminalnych historii opartych na faktach.